Początek roku, to w wielu przypadkach czas podsumowań i snucia planów na przyszłość. Wyjątkiem od reguły nie jest branża esportowa, która wzięła się za rozliczenie z 2018 r. Tym, co najbardziej powinno zainteresować czytelników Esport Makers są podsumowania tego, co działo się w minionym roku w kwestiach marketingu.
A działo się sporo – czasem lepiej, czasem gorzej. We wpisie przyjrzymy się obu przypadkom, ale zanim o tym, to zatrzymajmy się na chwilę przy plebiscycie Polish Esport Awards, który już na samym początku wywołał sporo zamieszania nominacjami w kategoriach. Dla tych, którzy nie wiedzą – Polish Esport Awards to plebiscyt, w którym nagradzane są najlepsze esportowe inicjatywy minionego roku.
Kategorii jest wiele, ale tą, która najbardziej przyciąga moją uwagę jest kampania roku, w której wybierana jest najlepsza kampania reklamowa w branży. Wg informacji, czynnikami, które będą brane pod uwagę są m.in. zasięg kampanii, jej jakość, innowacyjność oraz wpływ na rozwój sportów elektronicznych w kraju – wymienione w kolejności, w jakiej podają ją na swojej stronie organizatorzy akcji. Wymienione przeze mnie nie bez przyczyny…
Stawianie zasięgu na pierwszym miejscu rodzi we mnie obawę, że stanie się on jednym z głównych kryteriów oceny. Kryterium mylnym o tyle, że w parze z zasięgiem nie zawsze idzie jakość. I niestety, moje obawy nie są bezpodstawne, bo do finałowego etapu zakwalifikowało się wiele kampanii, które z jakością mają niewiele wspólnego. Wybrałem kilka z nich, które zwróciły moją uwagę najbardziej.
Ale o tym później…
Zacznijmy od czegoś innego. Od tego jak dochodzi do współpracy pomiędzy influencerami – bo część kampanii, które podaję jako przykłady poniżej realizowanych jest właśnie z ich pomocą (sytuacja na linii organizacja <-> marka jest prostsza).
Dróg jest kilka. Jedna prowadzi bezpośrednio do influenera lub organizacji – tak m.in. działałem współpracując z Blowkiem. Wszystkie ustalenia były między mną, a nim, a cała współpraca ugruntowana była nie tylko dobrą wolą, ale i zaufaniem.
Druga droga prowadzi przez agenta z sieci partnerskiej. Inicjatorem nadal jest marka, jednak wszelkie formalności załatwiane są z opiekunem influencera z, lub bez jego udziału.
Ostatnia droga, to droga przez agencję marketingową, która pośredniczy w wymienionych wyżej procesach. To ona dobiera influencerów, kontaktuje się z nimi i ustala deale, budżety i inne szczegóły. Klient najczęściej nie bierze w pełni udziału w procesie… a to już prosta droga do patologii – sytuacji, która może wymknąć się spod kontroli.
O co chodzi?
Firmy, które zlecają działania marketingowe na zewnątrz, bardzo często tracą kontrolę nad procesem. Marki rozliczają agencję z rezultatów, agencje rozliczają influencerów z zadań. Zamysł, z którym zwróciła się marka na tej ścieżce może napotkać wiele wąskich gardeł. Część z nich leży po stronie marki, część w procesie obiegu informacji, część w lekceważącym podejściu wykonawców.
Mówimy o influencerach, a w tym przypadku mylnym założeniem jest to, że do promocji produktów wystarczy tylko post, hashtag, albo lokowanie w filmie. “Proszę, jest post? Jest. Tysiąc lajków jest? Jest. Profil oznaczony jest? Jest. Tutaj wgląd w statystyki – zasięg jest? No jest! A więc fakturka na mailu. Proszę nie zwlekać z zapłatą!”
A jak jest w rzeczywistości? Czy na tego typu realizacjach zależy brand managerom, którzy każdego dnia dbają o odpowiedni wizerunek prowadzonej marki? Czy dla nich ważny jest zasięg, niezależnie jakim kosztem? Odpowiedzialny brand manager nie zawaha się z odpowiedzią. Czytelnicy Esport Makers również nie powinni mieć z nią problemu. Gdzieś jednak coś poszło nie tak…
Mamy Izaka, czyli sukces (nie)gwarantowany
Końcówka ubiegłego roku to intensywniejszy niż zwykle związek Izaka z marką Old Spice. I choć z pewnością liczby się zgadzają, to nie do końca jestem pewien, czy o taki efekt chodziło marce, gdy ktoś w Procter&Gamble powiedział “Wejdźmy w gaming! Weźmy influencera”.
Piotr “Izak” Skowyrski to jedna z najbardziej charakterystycznych i rozpoznawalnych twarzy polskiego esportu, współwłaściciel organizacji Izako Boars, youtuber, komentator i influencer. Nie zawaham się stwierdzenia, że to dzięki niemu esport – na fali CS:GO i sukcesów Virtus.pro – stał się w Polsce zjawiskiem, na które zwróciły uwagę masy. Sam, pomimo zbliżania się do trzydziestki pierwsze mecze oglądałem z komentarzem Piotra i śledziłem jego akademie taktyczne, gdy uczyłem się grać.
Izak to również produkt marketingowy. Ponad 2 mln subskrybentów na kanale Youtube, ponad 1 mln na Twitch i 620 tys. fanów na Facebook’u – Święty Graal dla marek, które chciałyby trafić do graczy. Nie dziwi więc fakt, że na przestrzeni lat z usług Piotra skorzystało wiele z nich – od Sprite’a, przez Play, po producentów sprzętu i e-commerce. Do tej pory jednak żadne z realizowanych zleceń nie zwróciło mojej uwagi jak to dla Old Spice.
Skrzynia na klejnoty?
Zaczęło się od posta sponsorowanego. Na pierwszy rzut oka nic strasznego, ot… niegroźna reklama ze śmiesznym copy – “skrzynia na KLEJNOTY” hahuehhuhehuehue, rozumiecie? Klejnoty! Huehuaheuhe. Zakładam, że jestem w grupie docelowej, bo post przewijał mi się w newsfeedzie kilkadziesiąt razy. Obok tematu przeszedłbym obojętnie, gdyby nie to, co zobaczyłem następnie. Impulsem do przyjrzenia się współpracy Izaka z Old Spice był post – niestety teraz już dokładnie nie pamiętam czego dotyczył – opatrzony TĄ grafiką.
Posta już nie ma, link prowadzi do strony “Treść nie jest już dostępna”, więc zakładam, że komuś zapaliła się ostrzegawcza lampka. Gdy przygotowywałem się do tego artykułu przejrzałem komentarze na fanpage’u Izaka, skąd bardzo często czerpie materiały, którymi okrasza swoje posty. Nie zawiodłem się… nie tylko znalazłem grafikę, o którą mi chodziło, ale też post konkursowy (!), w którym została zgłoszona!
Ma być zasięg? Zróbmy konkurs!
Konkursy to jedna z najprostszych metod na budowanie facebookowych zasięgów, dlatego nie dziwi mnie ich ilość wśród realizacji współpracy pomiędzy branżą esportową, a sponsorami. Nie ważne jaka nagroda, ważne, żeby była za darmo! Lajki, komentarze i udostępnienia będą sypać się same.
Nie masz pomysłu na to jak zbudować zasięg? Zrób konkurs we współpracy z marką, którą masz reklamować. Najlepiej taki, żeby były komentarze, bo to one bardzo często pomagają walczyć z facebookowymi algorytmami. Co jednak w sytuacji, w której konkurs wymknie się spod kontroli? Nie influencerowi, ale marce, która mu zaufała i powierzyła swoją renomę?
Konkurs na wall’u Piotra jest tutaj idealnym przykładem. Zgromadził bowiem sporo prac konkursowych i innych reakcji fanów. Pomiędzy niezauważonymi zgłoszeniami, które prezentowały jakiś “poziom” znalazły się jednak perełki gromadzące masę lajków – wyrazów uznania społeczności zgromadzonej wokół Izaka. Wybrałem najciekawsze z nich – dzieła współczesnych Rembrantów, Piccasów i innych mistrzów Paintoshopa. Podobają się?
Sztuka memów to temat na prace doktorskie – mają swój urok i sam doceniam wiele kreatywnych wyprysków internetowych twórców. Wróćmy jednak do głównego tematu i spójrzmy na konkurs z perspektywy brand / marketing / PR managera marki Old Spice.
No fajnie, konkurs, dużo reakcji, ciekawy, dosyć szalony pomysł. Zasięg z pewnością jest, w końcu widać to po zaangażowaniu. Wygląda ładnie, ale sprawdźmy jeszcze co tam ludzie pozgłaszali i komu zostanie przyznana nagroda… CO?! NA TO IDĄ NASZE PIENIĄDZE?!” – Gdybym ja stanął przed taką sytuacją moja reakcja wyglądałaby mniej więcej w sposób przytoczony powyżej.
Walka o uwagę
Wiecie, patrząc z punktu widzenia osoby prowadzącej profile social media, czyli kogoś kto nieustannie walczy o uwagę odbiorców, mierzy się z algorytmami i robi wszystko, żeby wywoływać konkretne reakcje rozumiem (ale nie pochwalam), że czasami – zwłaszcza w przypadkach, w których na karku wisi jarzmo wyników, które trzeba dostarczyć klientowi – nie ważna jest jakość.
W takich sytuacjach odbiorcy traktowani są jako masa – nie ważne kim są, ważne, że są. Nie usprawiedliwiam nikogo, ale myślę, że każdy jest w stanie to zrozumieć. Każdy niestety musi pogodzić się również z tym, że dopóki social media managerowie biorą udział w wyścigu szczurów, w którym są budżety klientów wymieniane na zasięgi, dopóty niewiele się zmieni.
Co jednak może być impulsem dla naszej branży? Branży, dla której na tym etapie rozwoju najważniejszy jest napływ kapitału z zewnątrz? Świadomość. Wszystkie podmioty znajdujące się na rynku esportowym powinny mieć świadomość, że przedstawiciele bardziej rozwiniętych branży się nam przyglądają.
To jak działamy ma wpływ na to ile pieniędzy pojawi lub nie pojawi się w esporcie. To jak działamy wpływa na decydentów – może ich skłonić do wejścia w esport, albo wręcz przeciwnie – dać sygnał do omijania go szerokim łukiem.
Właśnie dlatego realizacje takie jak ta powyżej (albo kolejne, które wspomnę poniżej) powinny być dla nas sygnalizatorem problemu jakim jest nieumiejętność realizacji zobowiązań wobec partnerów. I nie chodzi tutaj tylko o dostarczanie słupków, ale też efektów, których nie widać na pierwszy rzut oka – elementów wzmacniających wizerunek, komunikatów pozycjonujących marki na rynku, jakościowych treści itp.
Efekty działań “teraz” kształtują nasze jutro
Stało się. Reklama Old Spice z udziałem Izaka wisiała bardzo długo, post konkursowy nadal można znaleźć na jego tablicy. A dosyć niedawno feralny mem ponownie pojawił się wśród publikacji – i ponownie zniknął, ale tym razem już nie udało mi się tego uchwycić.
Mając to z tyłu głowy odpowiedzmy na kilka pytań. Jak to, co dzieje się w kwestii współpracy z partnerami teraz może wpłynąć na przyszłość naszej branży? Na możliwości, które się pojawią, na partnerów, którzy będą (lub nie) chcieli zaryzykować wejście z działaniami w esport?
Konsekwencje mogą być różne. Przede wszystkim obecne działania mogą wpływać na stosunek osób odpowiedzialnych za dysponowanie budżetami. Każde potknięcie esportowego świata może odwrócić ich wzrok w stronę bardziej stabilnych partnerów. To chyba najbardziej bolesna konsekwencja, bo dopóki organizacje esportowe nie wypracują stabilnych modeli biznesowych od budżetów reklamowych zależy ich być albo nie być.
Old Spice & Izak – co poszło nie tak?
Przyczyn, które sprawiły, że realizacja zobowiązań Izaka wobec Old Spice wyglądała w taki sposób mogło być kilka. Począwszy od agencji, która ustalała szczegóły współpracy, przez samego Piotrka, który się nie przyłożył, na niedopasowaniu formy do społeczności zgromadzonej wokół Izaka kończąc. Wydaje mi się, że na każdym etapie realizacji coś poszło nie tak, a efekt niestety pojawił się w sieci. Zamiast pastwić się i wytykać winnych spróbujmy jednak znaleźć odpowiedź na to, co można było zrobić, żeby tego uniknąć.
Po pierwsze – lepsza analiza grupy docelowej. W tym etapie wszystkie strony partnerstwa powinny dokładnie przeanalizować grupę odbiorców do której trafia Piotrek. Nie tylko pod kątem statystyk, które można wyciągnąć z narzędzi analitycznych udostępnianych czy to przez Facebook, czy też Youtube, ale też głębiej – bo społeczność, to nie tylko liczby. Głębsza analiza grupy docelowej pomaga ustalać inne szczegóły takie jak zachowania, język, humor.
Wiedząc czego się spodziewać można przygotować się na konsekwencje lub im zapobiec. A tej wiedzy ewidentnie zabrakło przy organizacji konkursu, którego efekty prezentowałem powyżej. Mając tak trudną do opanowania grupę docelową należało tak dobrać mechanizm konkursowy, aby wyeliminować potencjalne zagrożenia dla marki go sponsorującej. Brak kontroli nad tym jak uczestnicy konkursu będą dysponowali jej walorami – nazwą, logotypami, wizualizacjami produktów to zbyt duże ryzyko. Rozwiązaniem mogła być więc inna forma aktywizacji społeczności, np. konkurs, w którym należałoby odpowiedzieć na pytanie związane z marką lub produktami Old Spice.
Kolejnym etapem, który można by poprawić jest ten, w którym mleko już się rozlało. Niedociągnięcia wcześniejszych przygotowań zaowocowały konkursem, który zaczyna wymykać się spod kontroli. Co w takim przypadku?
Moderacja! Wiem, że większość social media managerów wystrzega się usuwania i blokowania użytkowników jak ognia, ale moim zdaniem należy korzystać z narzędzi udostępnianych nam przez platformy. To ostatnia deska ratunku, gdy wszystko inne zawodzi. Komentarze, w których ktoś posunął się za daleko, szkodliwe dla marki, niesmaczne i naruszające dobre obyczaje powinny po prostu zniknąć.
Warto pamiętać również o jeszcze jednym ważnym punkcie, bez którego żaden konkurs z udziałem marki nie powinien się odbyć. Są to jasne zasady spisane w formie regulaminu.
W poście konkursowym go nie znalazłem, a mógłby wyeliminować część problemów i dać narzędzia do obrony – np. zastrzeżeniem, że jakiś typ treści jest niedozwolony i będą one usuwane, a ich autorzy banowani. Poza tym… Za tym, żeby tworzyć regulaminy do konkursów stoi nie tylko bezpieczeństwo, ale wymagania Facebooka, czy też prawo.
“No dobrze, stało się, ale po co drążyć?”
Podejście zaprezentowane powyżej charakteryzuje sporą część społeczności i nie zdziwię się, jeśli takie komentarze pojawią się również pod moim wpisem. Powszechna akceptacja na naginanie reguł, obniżone standardy w stosunku do tych, którzy dostarczać powinni “więcej”, czy też bagatelizowanie problemów nie prowadzi do niczego dobrego. O tym, jakie jest ryzyko pisałem wcześniej, a case Old Spice i Izaka poruszyłem, bo działo się w nim najwięcej rzeczy, których jako marketer, brand manager i entuzjasta esportu nie akceptuję.
Nie oznacza to jednak, że ta realizacja jest jedyną, która wg mnie nie dostarcza odpowiednich rezultatów dla marek kierujących swoje budżety marketingowe do esportu. Tych jest zdecydowanie więcej, a kolejną, o której warto wspomnieć to współpraca jednej z czołowych polskich organizacji esportowych z inną marką kosmetyków. Mowa o AXE i AGO Esports.
AGO… #FindYourMagic, please!
Marki kosmetyków nie mają łatwo z polskim środowiskiem esportowo-gamingowym. I choć w przypadku AXE – marki z portfela grupy Unilever, która na początku 2018 roku została partnerem strategicznym organizacji AGO Esports nie jest tak źle jak u konkurencji, to efekty również nie są piorunujące.
Właściwie to można je streścić do nagłówka tego fragmentu – #FindYourMagic oraz #AXEPL – hashtagów, które pojawiają się niemal przy każdym poście od AGO Esports. Z jednej strony fajnie… zasięgi się budują, hashtagi docierają coraz dalej. Z drugiej jednak… jaki to ma wpływ na markę? W jakim świetle ją stawia i jakie wartości przekazuje?
W przypadku tego typu współpracy jestem zwolennikiem podejścia win-win-win. Korzyści powinna czerpać marka, wykonawca zobowiązań i strona trzecia – odbiorcy. Przyglądając się realizacjom z tej kooperacji widzę tylko win:
- przy AGO Esports, które może pochwalić się dużym partnerem (co korzystnie wpływa na postrzeganie organizacji przez innych potencjalnych partnerów),
- przy społeczności, która czasem może dostać coś za darmo (konkursy).
Nie widzę go natomiast przy samym zainteresowanym – marce AXE. Nie nazwałbym tego porażką, bo z pewnością da się wyciągnąć plusy, ale nie jest to aż taki duży WIN, jak w przypadku AGO. Marka zdobywa puste zasięgi w social media, widoczna jest na koszulkach, są hashtagi – niby fajnie, prawda?
I tak i nie. Patrząc na to z punktu widzenia brand managera czułbym niedosyt. Choć słupki mogą się zgadzać, to na takiej realizacji nie do końca by mi zależało. Przede wszystkim czułbym się traktowany przez wykonawcę jako ktoś, kto zasponsorował i teraz powinien się cieszyć, że w ogóle dostaje jakieś rezultaty. Wartości marki? A po co. Większa staranność? Nie ma czasu. A w ogóle, to o co Wam chodzi, przecież #FindYourMagic.
Tak jak w przypadku konkursu Izaka, tak i tutaj widzę kilka możliwości, które sprawiłyby, że realizacje byłyby ciekawsze, nie tak sztuczne. Dostarczające większą wartość dla promowanej marki.
Chociażby sam fakt, że zawodnicy AGO Esports biorą udział w zmaganiach nie tylko w całej Polsce, ale i na turniejach organizowanych w różnych zakątkach świata. To przecież świetny kontekst do lokowania produktu w jego naturalnym środowisku!
Pomysł “na szybko”, to np. zdjęcie chłopaków ze spakowanymi torbami, na którym na pierwszy rzut oka widoczne byłyby produkty AXE i zwykłe“Hej, zobaczcie, jesteśmy spakowani na podróż, bo ruszamy zwyciężyć w kolejnym turnieju”. Prosto i naturalnie. Zamiast tego AGO raczyło nas karabinami z puszek dezodorantów wycelowanymi w wyimaginowanych przeciwników…
Rozbieżność wymagań
Wymienione wyżej przykłady, to tylko wierzchołek góry lodowej. Nijakość działań ze sponsorami tyczy się właściwie całej branży esportowej – niezależnie od tego, czy to cała organizacja, organizatorzy wydarzeń, influencerzy, albo sami zawodnicy. Zdecydowana większość dostarcza realizacji, które jeżeli nie są złe, to są po prostu nijakie. Przykłady można mnożyć – pechem do realizacji może pochwalić się m.in. Intel, który otrzymał ostatnio takie publikacje:
ROI z pewnością było oszałamiające…
Szczęścia nie ma również Old Spice. W jednym z odcinków pierwszego sezonu programu Misja Esport widzowie zostali uraczeni tego typu lokowaniem produktu. Nie wiem kto się na to zgodził i dlaczego (zakładam, że takie były warunki uczestnictwa Nervariena), ale to po prostu było złe:
Do głowy przychodzą mi jeszcze inne przykłady złych, lub wręcz tragicznych akcji (jak ta z kanapą z finałów GG League…), ale myślę, że już wystarczy. Warto zastanowić się nad tym, dlaczego takie projekty w ogóle trafiają do realizacji…
Ok, więc skąd ten problem?
Przyczyn może być kilka, ale wszystkie zaczynają się od słowa “brak”:
-
Brak wiedzy marketingowej
To jedna z przyczyn, którą po obserwacji zachowań na polskiej scenie esportowej typuję najbardziej. Większość osób, które tworzą polski esport jest w nim od początku. Najpierw jako amatorzy, później jako profesjonaliści, a na koniec w strukturach zbudowanych wokół esportu.
I o ile znają ten świat jak własną kieszeń, tak stuprocentowe poświęcenie powoduje braki w podstawowej wiedzy z zakresu budowania marki, komunikacji, czy innych zagadnień ze świata marketingu.
-
Brak zrozumienia grupy docelowej
Temat grup docelowych, to temat, który wiąże się z marketingiem, ale warto go wyróżnić. Przede wszystkim dlatego, że to przez brak zrozumienia grup odbiorców serwowane są im niedopasowane komunikaty.
Myślę, że zapomniano, iż siła influencera to nie liczba zgromadzonych like’ów, subskrybentów i followersów. Za każdą liczbą stoją bowiem ludzie reprezentujący różne poglądy, mający różne charaktery, inne poczucie humoru, inną tolerancję.
Traktowanie ich jako masy, która przyjmie wszystko jest nie tylko niesprawiedliwe, ale jest też pójściem na łatwiznę. Dla masy można bowiem przygotować cokolwiek, a i tak będzie się klikać. Jednak czy na tym “cokolwiek” zależy reklamodawcom?
-
Brak wsparcia ze strony partnera
Za to, że niektóre realizacje wyglądają tak jak wyglądają może odpowiadać również brak wsparcia ze strony partnera – w przypadku współprac esportowych chodzi o reklamodawców i/lub sponsorów.
Mam za małą wiedzę, żeby stwierdzić, czy faktycznie tak to wygląda od środka (mało która organizacja dzieli się takimi szczegółami), ale z obserwacji działań wnioskuję, że to bardzo prawdopodobne. Zgaduję, że sytuacja, w której po podpisaniu kontraktu kontakt się urywa jest nader częsta. Od tego momentu liczy się tylko jedno – dostarczyć wyniki.
W obliczu braków wiedzy, czy też braków środków na realizację lub braków kadrowych (o których napiszę poniżej) organizacje zdane są na siebie. Przy natłoku obowiązków związanych z codzienną działalnością i goniącymi terminami nie mają zbyt wiele czasu na przygotowanie odpowiednich kampanii.
-
Brak środków na realizację zobowiązań
Za słabe realizacje odpowiadają również zasoby, a właściwie ich brak. W branży wciąż popularne są współprace oparte na zasadzie barteru. Organizacje oferują swoje zasięgi w zamian za sprzęt lub usługi. Nie ma mowy o gotówce, a niestety kreacji reklamowych nie tworzy się za darmo.
W zależności od ich rodzaju w grę wchodzą mniejsze lub większe kwoty. W obliczu ciągłego braku pieniędzy, na który cierpią polskie organizacje esportowe stworzenie atrakcyjnych materiałów jest właściwie niemożliwe.
-
Brak odpowiednich ludzi
Ostatni punkt łączy się trochę z wszystkimi powyższymi. W branży brakuje specjalistów z innych dziedzin – marketingu, zarządzania, prawa, finansów. Brak odpowiednich ludzi ogranicza tempo rozwoju esportu, ale dopóki nie przeskoczy się progu, w którym organizacje zaczną na siebie zarabiać niewiele można z tym zrobić.
Przede wszystkim dlatego, że na razie bardziej atrakcyjne finansowo dla specjalistów są inne branże. Brak ekspertów wpływa na brak wiedzy eksperckiej. Osoby, które teraz są w esporcie muszą zatem je nadrabiać, a to wiąże się z wolniejszym tempem działania.
Brak specjalistów to bardzo często również brak wsparcia partnerów. Przede wszystkim dlatego, że nie ma osób, które mogą utrzymywać stały kontakt z partnerami i wspólnie rozmawiać na temat wyzwań, problemów i przeszkód dotyczących realizacji.
Brak osób z odpowiednim doświadczeniem to również brak środków. Ze startupowego świata wiem, że bardzo często inwestorzy nie inwestowali w pomysły – tych jest na pęczki i w większości przypadków nie są nic warte.
Inwestycje – zwłaszcza w fazie seed – to inwestycje w osoby stojące za pomysłami. W ich wiedzę, doświadczenie i zaangażowanie, które ogranicza ryzyko porażki, a nawet w jej obliczu pozostawia inwestora ze współpracownikiem, którego umiejętności można wykorzystać w innych projektach.
Czy naprawdę jest aż tak źle?
Przykłady pokazują, że mimo wszystko da się robić fajne kampanie, które zwracają na siebie uwagę w pozytywny, a nie negatywny sposób. Przykładów na polskim rynku jest zdecydowanie mniej niż na światowym, ale istnieją.
Jednym z nich jest akcja KFC, w trakcie której gracze mogli zdobyć kody rabatowe na specjalnie do tego przygotowanych mapach CS:GO. Na ścianach lokacji pojawiły się graffiti z kodami zniżkowymi na zakup produktów marki. Akcja obiła się dużym echem zarówno w społeczności graczy, jak i poza nią.
Czy w tym przypadku kampania była spektakularna? Nie. Była natomiast pomysłowa i dopasowana do grupy odbiorców, którzy na działania promocyjne trafili w swoim naturalnym środowisku – na mapach ulubionej gry.
Kolejnym przykładem jest współpraca Actina i PACT. O jej powodzeniu może świadczyć m.in. fakt, że na początku 2019 roku została przedłużona w wyniku czego organizacja zmieniła nazwę na Actina PACT. Skupmy się jednak na tym, co działo się w zeszłym roku.
W wyniku współpracy do sprzedaży trafiły zestawy komputerowe Actina by PACT. Przygotowane z myślą o graczach przez graczy. I choć część esportowców z krwi i kości z pewnością wzdrygnie się na myśl o gotowcu, tak komputery zostały docenione przez casualowych graczy.
Wyniki mówią same za siebie. Wg informacji, w listopadzie – a więc w sezonie przedświątecznej gorączki zakupowej – sprzęt Actina by PACT został liderem sprzedaży na najpopularniejszej polskiej platformie handlowej w kategorii komputerów stacjonarnych.
Czy w polskim esporcie coś się zmieni?
Mam nadzieję, że w 2019 roku będziemy świadkami coraz większej ilości akcji zapadających w pamięci. Perspektywy są bowiem bardzo obiecujące.
Po pierwsze – stale powiększa się wiedza osób aktywnie działających w esporcie. Proces doskonalenia wspierany sporym feedbackiem płynącym z otoczenia już jest widoczny. Małymi kroczkami eliminowane są błędy i wprowadzane nowe, lepsze rozwiązania.
Do esportu napływa również świeża krew, która może uzupełnić braki kadrowe. Dynamicznie rozwijająca się branża staje się atrakcyjna dla ekspertów działających na co dzień poza nią. I choć nie zawsze musi to oznaczać pełne zaangażowanie, tak esport może korzystać z ich wiedzy i doświadczenia – chociażby w formie konsultacji lub innych typów współpracy.
Kolejnym sygnałem jest również zmiana wymagań. Społeczność powoli daje znać, że zwykły post z lokowaniem nie jest już bodźcem. Esportowe marki wraz z partnerami będą się więc musiały dostosować i oferować swoim odbiorcom coś więcej. Te, które tego nie zrobią stracą.
Na koniec zostawiam pieniądze. W esport zaczyna angażować się coraz więcej marek, za którymi podążają coraz większe budżety. Te natomiast wiążą się z większymi wymaganiami co do partnerów. Wkrótce same słupki nie wystarczą, a sponsorzy zaczną patrzeć również na efekty finansowe działań
Kończąc już zostawiam Was z jeszcze jedną myślą. Plebiscyt Polish Esport Awards, którego rozwiązanie lada moment. Wśród nominacji pojawiło się kilka akcji wymienionych powyżej. Jak myślicie, czy zwycięzcą okaże się jedna z nich? Jeśli tak, to która i dlaczego?
Esport-entuzjasta, praktyk marketingu i przedsiębiorca. Właściciel Sweed.pl i Little Wing Agency. Na blogu Esport Makers przyglądam się branży, dzielę się wiedzą i rozmawiam z ciekawymi ludźmi, którzy wpływają na polski esport.