Choć od finału Games Clash Masters minęło już trochę czasu, dopiero teraz znalazłem chwilę, żeby podsumować to wydarzenie.
Tak, wiem, że trzeba kuć żelazo póki gorące i na temat Games Clash Masters w polskiej sieci zostało powiedziane już wszystko, wszędzie… Wiem, że w kwestii wydarzeń liczy się szybkość – to ona, w połączeniu z ciekawością ludzi tworzy zasięgi. Wiem. Dlaczego więc czekałem z podsumowaniem tak długo?
Rozdmuchane nadzieje
Murator EXPO – ekipę, która stała za Games Clash Masters miałem okazję zobaczyć w akcji już podczas Meet Point – wydarzenia na Stadionie Narodowym. Nie było ono doskonałe, ale w komunikacji po evencie dało się odczuć, że organizatorzy wyciągnęli wnioski i wiedzą, co poprawić, żeby kolejne imprezy były dopięte na ostatni guzik.
To, że błędy zostaną wyeliminowane podkreślano również wielokrotnie w komunikacji finałowego turnieju Games Clash Masters, który miał się odbyć w Gdyni. Każda z nowych informacji – a to o wsparciu Radia ESKA, a to o zaangażowaniu miasta w promocję – rozbudzała nadzieję. Nadzieję na świetny esportowy event. Na polską odpowiedź na IEM.
Niestety. Rzeczywistość po raz kolejny zweryfikowała plany, a sama impreza pozostawiała wiele do życzenia. Nim byłem w stanie usiąść do tego tekstu musiałem po prostu przetrawić wszystko to, co udało mi się zobaczyć. Dopiero na chłodno, po tym jak wszystkie najpopularniejsze portale esportowe opublikowały swoje podsumowania, po tym jak emocje widzów – w tym moje – opadły byłem w stanie to zrobić.
Games Clash Masters – czy warto było jechać tak… aż do Gdyni?
Wszystkie zapowiedzi, na które trafiłem przed finałami GCM nakręciły mnie do tego stopnia, że po chwili namysłu porzuciłem wszelkie weekendowe plany i postanowiłem ruszyć w 450 km podróż w kierunku Trójmiasta. Chciałem zobaczyć na żywo czy obietnice składane przez organizatorów uda się zrealizować. Chciałem sprawdzić, czy w Gdyni odbędzie się turniej na miarę IEM.
I tu popełniłem pierwszy błąd. Ogromna, jak na polskie warunki pula finałowa (90000$), kampania marketingowa, która wydawała się być zakrojoną na szeroką skalę, festiwal foodtrucków, który miał towarzyszyć imprezie – wszystko to sprawiło, że nie dało się nie porównywać Games Clash Masters z największym konkurentem – Intel Extreme Masters organizowanym w Katowicach. Konkurentem, który póki co jest poza zasięgiem GCM.
Minusy Games Clash Masters

Mówiąc, że GCM nie miało żadnych wad byłbym nie fair w stosunku do Was – czytelników, którzy liczą na rzetelne, uczciwe treści. Games Clash Masters nie był wydarzeniem pozbawionym wad i powiem szczerze, że bardzo się zawiodłem – było ich znacznie więcej niż na organizowanym przez Murator EXPO Meet Point.
– Realizacja
Problemy z realizacją transmisji live, którą śledziłem pierwszego dnia i podczas nieobecności na Gdynia Arena to pierwsza rzecz, która nasuwa mi się na myśl. Chaotyczne przeskoki kamery, słaba jakość obrazu i problemy z dźwiękiem – na imprezie aspirującej do miana największej w Polsce nie powinno się to wydarzyć.
– Temperatura
Kolejny problem to temperatura. Uwielbiam ciepło i każdy spadek temperatury odczuwam bardzo mocno, dlatego na samo wspomnienie o atmosferze panującej w sobotę w gdyńskiej arenie przechodzą mnie ciarki. Choć hala była zamknięta, to jednak przestrzeń + jesienne ochłodzenia zrobiły swoje. I o ile kibice rozgrzewali się dopingiem, tak zawodnicy nie mieli takiego komfortu. Tutaj rozwiązaniem byłyby np. kupione na szybko ogrzewacze powietrza wstawione gdzieś za plecy zawodników. Niestety, organizatorzy nie rozwiązali tego problemu i zdali się na naturę, która w niedzielę okazała się łaskawsza.
– Przerwy
Z rzeczy uprzykrzających obecność na Gdynia Arena zapamiętałem jeszcze dwie. Pierwsza z nich to DJ mocno zaangażowany w swoją rolę. Dudniące D’N’B i dubstepy w przerwach pomiędzy meczami – pomimo całkiem niezłych przejść pomiędzy utworami – były nie do zniesienia. Mówię to ja – kilkukrotny uczestnik Audioriver, bywalec imprez techno, fan muzyki na żywo. Tutaj zagłuszała ona wszystko – włącznie z komentarzem podczas otwarcia turnieju i własnymi myślami. Dla osób, zwłaszcza tych, którzy przyszli z dziećmi ten element był odpychający – widać to było po odpływie publiki pomiędzy meczami / mapami.
– Brak informacji
Druga natomiast to coś, co pojawiło się na MeetPoint i co wtedy mocno zapadło mi w pamięć. Harmonogram i jego realizacja. I choć na Games Clash Masters opóźnienia nie były aż tak duże, jak przyzwyczaili nas inni organizatorzy, tak gdzieś po drodze wszystko się posypało. I w sumie nie byłoby w tym nic złego – w końcu to normalna rzecz przy tego typu imprezach, gdyby nie fakt, że w trakcie imprezy nie można było uzyskać żadnych informacji – poza “za około X minut”. Brakowało wskazówek, kiedy rozpocznie się kolejna mapa spotkania, przez co ludzie wychodzili i już nie wracali.
– Brak atrakcji
Przerwy pomiędzy mapami, czy też spotkaniami nie oferowały nic. Nic, co mogłoby przyciągnąć widzów, którzy pojawili się na wydarzeniu przypadkiem i zachęcić ich do pozostania na dłużej. Na przyszłość warto więc pomyśleć o tym, jak zatrzymać widzów wokół miejsca rozgrywek. I nie mówię tutaj o stoiskach wokół areny (które swoją drogą nie oferowały zbyt wiele – zwłaszcza dla starszych ludzi), a o atrakcjach na głównej scenie. Czas pomiędzy meczami można by wykorzystać zdecydowanie lepiej, np. organizując konkursy angażujące widzów – testy sprawnościowe w grze na przygotowanym do tego stanowisku, sesję Q&A, konkursy organizowane przez sponsorów.
Ale przestańmy się znęcać nad organizatorami. Większość błędów została im już wytknięta. Skupmy się na tym, co było dobre.
Plusy Games Clash Masters
+ Esportowe emocje

Esport. Tu mógłbym postawić kropkę, ale warto rozwinąć, żebyście mieli pełen obraz najważniejszej zalety wydarzenia. Wysoka pula, polskie i zagraniczne drużyny, obecność polskich kibiców – wszystkie te elementy składały się w całość, która w esporcie jest najważniejsza. W ducha napędzającego każdą rywalizację – emocje. Te pomimo niskiej frekwencji (na oko w kluczowych momentach na hali było maksymalnie 1000 osób) potrafiły sięgać zenitu – zwłaszcza, gdy polskie drużyny rywalizowały z gośćmi zza granicy. Nie byłoby to możliwe, gdyby nie drużyny, które dostały się na finały turnieju lub zostały do nich zaproszone – polskie: Team Kinguin, PACT, X-kom, AGO i zagraniczne: Heroic, Fragsters, Red Reserve i Sprout. Wszystkim, niezależnie od wyników należą się brawa za dostarczanie esportowych emocji od samego początku do samego końca.
+ Prowadzący

Na pochwałę zasługuje również duet w postaci Macieja Sawickiego i Wiktorii Wójcik – prowadzących wydarzenie. Choć ich wejścia nie obyły się bez wpadek, to całość wyszła bardzo dobrze. Dlaczego? To, na co zwróciłem szczególną uwagę, to poziom pytań, które pojawiały się w trakcie rozmów z zawodnikami. Były różne, ale pozwalały im się rozwinąć, dawały swobodę do bycia sobą i sprawiały, że dla osób postronnych zawodnicy nie wyglądali na takich, którzy rozmawiają z przymusu, ale dlatego, że czują się komfortowo i mogą pozwolić sobie na więcej. Rozmowy z graczami nie były tylko zapychaczami, obowiązkiem do wypełnienia przez prowadzących i zawodników. Były naprawdę ciekawe i miło się ich słuchało.
+ Scena
Ostatnim punktem, który najbardziej zapadł mi w pamięci była scena. Właściwie nie było w niej nic spektakularnego i w porównaniu ze scenami znanymi z zagranicznych turniejów wyglądała dość ubogo. Jednak to tylko pozory, bo ulokowanie jej pomiędzy trybunami skracało dystans pomiędzy widzami i zawodnikami. Możliwość swobodnego poruszania się wokół areny zmagań to wielki atut – na rywalizację można było spojrzeć niemal pod każdym kątem. Z każdej strony sceny znajdowały się również telebimy, na których można było śledzić rozgrywki. Na samo wspomnienie o scenie na IEM boli mnie szyja, a w przypadku Games Clash Masters ani razu nie miałem z tym problemu. Rysą na szkle były światła – te wokół sceny czasami zbyt mocno świeciły, oślepiały widzów. Te na scenie były natomiast trochę za ciemne – jedynie twarze zawodników wyłaniały się z mroku oświetlane promieniami z ekranów. Wrażenie piorunujące, wzmagające emocje i zapadające w pamięć. Mega!

Jaki jest więc bilans?
Wiem, że większość z Was spodziewało się, że w podsumowaniu znajdzie się jednoznaczny wyrok. Było dobrze. Źle! Nijako… Tego typu głosy pojawiały się jednak wszędzie, ale ja wolałbym się odciąć od jednoznacznych podsumowań. Przede wszystkim dlatego, że mocno kibicuję projektowi i wierzę, że liczne wpadki, które towarzyszyły Games Clash Masters były wynikiem braku doświadczenia organizatorów. W tym przypadku górę bierze mój startupowy charakter. Potknąłeś się? Wstań! Coś nie wyszło? Wyciągnij wnioski, wprowadź usprawnienia i spróbuj jeszcze raz.
Pomimo tego, że finały Games Clash Master nie były idealne. Że bardzo mocno rozjechały się z obietnicami składanymi przez organizatorów przed wydarzeniem. Że było wiele rzeczy, do których można się przyczepić. Pomimo tego wszystkiego wierzę, że warto dać szansę Murator EXPO i powstrzymać się przed stawianiem krzyżyka na Games Clash Masters. Ja daję im kredyt zaufania na co najmniej dwie kolejne edycje. Kolejny raz liczę na to, że organizatorzy wyciągną wnioski i dołożą wszelkich starań, żeby wyeliminować błędy w przyszłości.
Bonus: Czy było aż tak źle? Games Clash Masters w liczbach
Na koniec zostawiam oficjalne podsumowanie wydarzenia, które otrzymałem od organizatorów:
- 9458 widzów pojawiło się w ciągu trzech dni wydarzenia w Gdynia Arena,
- 9348 polskich widzów oglądało turniej na Twitch’u w szczytowym momencie.
- przez 3 dni imprezy transmisję oglądało 260 352 unikalnych widzów, którzy wygenerowali 528 123 wyświetleń,
- relacje na facebook’owym profilu radio ESKA przyciągnęły 114 140 unikalnych widzów i wygenerowały 822 000 zasięgu.
Warto dodać, że turniej transmitowany był również w języku rosyjskim i angielskim. Te transmisje przyciągnęły przed stream 144616 unikalnych widzów. Czy to dużo?

Esport-entuzjasta, praktyk marketingu i przedsiębiorca. Właściciel Sweed.pl i Little Wing Agency. Na blogu Esport Makers przyglądam się branży, dzielę się wiedzą i rozmawiam z ciekawymi ludźmi, którzy wpływają na polski esport.